środa, 28 grudnia 2011

Siedząc przy kominku

Szybko minęły te święta. Zresztą tak to często bywa. Przygotowań dużo, a potem te kilka dni mija nie wiadomo kiedy. W tym roku udało mi się zrealizować prawie wszystko co gdzieś tam sobie zamierzyłam:).  Święta mnie nie zaskoczyły, a nawet udało mi się je poczuć :):).
Dość dużo czasu spędziliśmy w domu. Ten fakt akurat bardzo mnie ucieszył, bo często bywało inaczej. Dużo świątecznych odwiedzin, a mało czasu na "pobycie, posiedzenie" tylko ze sobą. W tym roku siedzieliśmy prawie cały dzień przy kominku :). Czas spędzony na czytaniu, trochę układaniu puzzli (najbardziej skomplikowane miały aż 12 elementów), no i oczywiście jedzeniu!. Wigilia odbyła się u nas, więc jedzenie, które zostało, mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Dodać do tego należy jeszcze ciasta, ciasteczka i sałatkę. Jednym słowem, głód całkowicie nam nie zagrażał ;).

A oto nasz kominek, tak okupowany w ten świąteczny czas:).



Światło w salonie biło także od choinki. W tym roku na jej gałęziach zawisły suszone pomarańcze, kokardki, szyte serduszka, cynamon, ozdoby z drewna i ze słomy:). Serduszek uszyłam ok. 20 sztuk. Mam jednak wrażenie, że "giną" one na choince, ze względu na wielkość naszego świątecznego drzewka. Najbardziej widoczne są zaś pomarańcze, która namiętnie suszyłam w ostatnim miesiącu na kuchni:). Zapalałam pod kuchnią, gotowałam obiad, suszyłam pomarańcze i jabłka, a do tego miałam ciepło jak w uchu (jak mawia mój mąż:).



Ogarnęło mnie na razie poświąteczne lenistwo:). Chyba próbuję tak jeszcze przedłużyć ten czas:). 

Dziękuję bardzo za wszystkie życzenia świąteczne :).
Bardzo ciepło pozdrawiam wszystkich odwiedzających, częściej lub rzadziej, mojego bloga, piszących coś, bądź nie:). Fajnie, że zaglądacie:).

niedziela, 25 grudnia 2011

Życzenia świąteczne


Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?

Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.

ks. Jan Twardowski



Spóźnione, ale szczere życzenia. 
Dużo ciepła i spokoju w sercach Waszych i Waszych bliskich. 

Miłego świętowania:).

środa, 21 grudnia 2011

Czerwone i białe śnieżynki

W tym roku u mnie przygotowanie do Świąt idą pełną parą:). Ozdoby, sprzątanie, przygotowywanie prezentów, troszkę pieczenia. W sumie to dopiero pierwszy rok, gdy będziemy obchodzić Boże Narodzenie w nowym domu. Wprowadziliśmy się rok temu przed świętami, ale było jeszcze tyle rzeczy do zrobienia (np. montaż prysznica, abyśmy na święta mogli się wykąpać;), że te kilka dni minęło prawie niezauważenie. W tym roku jest inaczej. Trzymając się listy "spraw do zrobienia" staram się realizować swoje plany punkt, po punkcie:). Wszystko nie idzie oczywiście jak w zegarku, ale nie jest źle:).

Dziś pokażę tylko ozdoby na białej półce w kuchni. Co na niej dominuje?

Granatowo - biała kratka i wyszywane śnieżynki



szyszki


jeszcze więcej czerwono białych śnieżynek i świeczki



oraz kokardki :)

Ogólnie półka przybrała kolory biało czerwone, z elementami granatu i  szyszek:).

W tym roku Wigilia u nas. Przynajmniej w ten dzień nigdzie się nie ruszam:). Tylko nie myślcie, że to ja przygotowuję wigilijne potrawy... oczywiście, że nie. Zamierzam co nieco przyczynić się do tego, ale w małym stopniu. Takie rzeczy jak uszka z grzybami, pierogi z kapustą, czy gołąbki, najlepiej robi moja mama i to ona (jak co roku) zajmie się przygotowaniam większości potraw.
Ja piekę. Tylko ciastka na razie. Mam już na swoim koncie tradycyjne pierniki. Jeszcze nie ozdobione, ale ta czynność znajduje się w jednym z jutrzejszych punktów na mojej liście:). Poza tym upiekłam też ciastka cynamonowe, a dokładniej cynamonowe ciastka w mlecznej czekoladzie:). Przepis znalazłam na blogu http://mojewypieki.blox.pl/html. Wyszły naprawdę dobre, więc szczerze polecam:).


Mąż dziś kupił choinkę. Dużą! Na tyle dużą, że trzeba były ją nieźle poobcinać, aby mogła zmieścić się w miejscu dla niej przeznaczonym:).

Dziś robię sobie przerwę w przygotowaniach.  Na film:). Zaraz wołam męża i zmuszam go do oglądania jakiejś romantycznej, możliwe, że świątecznej komedii:). Tylko na tyle mam już dzisiaj siły:).

Pozdrawiam wszystkie kobietki realizujące swoje plany przedświąteczne. Krzątające się po kuchniach i innych pomieszczeniach swojego domostwa, w celu sprzątania, upiększania, pieczenia i gotowania:). Nie wiem jak wam, ale mnie w tym roku, te całe przygotowania bardzo się podobają:):):).

wtorek, 6 grudnia 2011

Króliki trzy

W tym roku czuję Święta:). Czuję dokładnie, że zbliżają się i niby jeszcze trochę czasu do nich zostało, ale wiem, że ten czas bardzo szybko "zleci". Gdy chodziłam do pracy, to Boże Narodzenie zaskakiwało mnie nagle, jakby pojawiło się nie wiadomo skąd. Teraz nie dam się zaskoczyć. Już (a może dopiero) zrobiłam listę rzeczy które chciałabym zrobić przed 24 grudnia :). Oby część moich zamierzeń została zrealizowana...

Jedną z rzeczy, które miałam zdążyć (ale to do Mikołaja, czyli dzisiaj!:) było uszycie królików dla dzieci. Dziewczynki w rodzinie są trzy (moja jedna sztuka;), więc króliki też są trzy. Co do jakichkolwiek ocen proszę wziąć pod uwagę, iż są to moje pierwsze wytwory tego rodzaju. Znalazłam w internecie wykrój i zrobiłam co potrafiłam. Ogólnie jestem zadowolona, choć ze względu na to, że króliki mają dość duże głowy (znaczy się mądre są;), oczy mają  szeroko rozstawione. Teraz tak siedzę i patrzę, że może bliżej trzeba było je zrobić, ale na to jest już trochę za późno, bo jeden królik już śpi z właścicielką:). Nie wiem czy jeszcze kiedyś powtórzę szycie zabawek. Na razie muszę zająć się czymś innym:).

Oto i one: "mądre" króliki trzy;)



Dziś będzie też lekko kulinarnie:). Wymyślanie "co by to dzisiaj ugotować" jest dla mnie czasem bardzo wielkim problemem, bo ileż można gotować to samo...
Jakiś czas temu znalazłam przepis na makaron ze szpinakiem  i serem fetą. Szpinaku nie lubię, ale w takiej postaci, to mogę go jeść i jeść. Przepis pochodzi z małej gazetki z przepisami za 1zł. Oryginalnie są to muszle nadziewane szpinakiem, ale za względu na cenę muszli, kupuję makaron cannellioni (duże rurki), nadziewam je i przekładam jak lazanie.


 Składniki:
 - makaron conchigilioni (duże muszle) lub cannelloni (duże rurki)
-opakowanie mrożonego szpinaku
-opakowanie sera feta
-olej
-cebula
-3 ząbki czosnku
- koncentrat pomidorowy
- przyprawa kuchni włoskiej
- 15 dag żółtego sera

Przygotowanie:
Makaron gotujemy al dente. Na patelni dusimy szpinak, aż woda odparuje. 
Na drugiej patelni przygotowujemy sos pomidorowy: smażymy pokrojoną w kostkę cebulę i posiekany czosnek, wsypujemy przyprawę włoską, podlewamy wodą i dusimy około 5 minut. Dodajemy koncentrat i sos gotowy. 
Do przestudzonego szpinaku wkruszamy fetę i mieszamy, aż powstanie kremowa masa. Napełniamy nią muszle (bądź rurki) i układamy w natłuszczonym naczyniu żaroodpornym. polewamy sosem pomidorowym i posypujemy startym serem. Zapiekamy 20 minut w mocno nagrzanym piekarniku.


Mam nadzieję, że ktoś się skusi. Zdjęcia zamieściłam na zachętę;);). Obawiam się jednak, że z moimi zdolnościami do fotografowania skutek może być odwrotny:):). Także uwierzcie też na słowo - dobre jest:).

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze:). Fajnie czytać, że podoba Wam się to co szyję:). Daje mi to energii do tego, żeby coś tam więcej robić (w miarę możliwości oczywiście).

Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnego przygotowania do Świąt. Oby Was nie zaskoczyły;).

środa, 23 listopada 2011

Jeszcze więcej fartuszków :)

Dziś środa, czyli połowa tygodnia, a nawet nie zauważyłam  kiedy minął poniedziałek i wtorek. Zresztą te dni są tak bardzo podobne do siebie, że trudno odróżnić jaki akurat dziś mamy. Tylko sobota i niedziela są inne, ale jak dla mnie mijają zbyt szybko.
Taki trochę przygnębiający początek wyszedł, ale ostatnio męczy mnie ta monotonia, chciałbym coś więcej porobić, a tu nie da się niestety ... Ciekawe ile razy w życiu ugotuję zupę pomidorową? :) To ulubiona zupa Madzi, moja zresztą też, więc regularnie co jakiś czas się pojawia. Jutro też będzie:). I będzie to co jest na co dzień: śniadanie (w tym karmienie Madzi - typ niejadka), gotowanie, obiad, popołudniowe usypianie, sprzątanie, kolacja i cały rytuał zasypiania! (trwający niestety zbyt długo!). Czyli takie w koło Macieju, czy jak kto woli dookoła Wojtek :). Pomiędzy stałymi punktami, w tzw. międzyczasie - szycie. Szkoda, że tego międzyczasu tak mało ostatnio!. Ale robię co się da i ile się da :). Wiem, że nie jestem sama, że wiele mam siedzi z dziećmi w domu i jak się okazuje wcale nie jest to łatwe zajęcie. Wiem też, że część mam idzie do pracy na wiele godzin i one akurat chciałyby dłużej pobyć ze swoimi dziećmi.  Nie wiem czy jest złoty środek, choć nie, myślę, że z pewnością jest, ale ciężko go zrealizować. Staram się więc cieszyć czasem spędzonym w domu i znajdować jak najwięcej tego międzyczasu na szycie, aby nie dać się monotonii :).

Także kiedy się da - szyję. Zgodnie z tytułem szyję fartuszki. Niektóre powstały dość dawno temu, inne w ostatnim czasie. Poza tym przygotowuję  prezenty dla dzieci i jak będzie co pokazać to pokaże, bo do Mikołaja muszę zdążyć: :). Wzięłam się też za "wielki projekt" , którym jest pokrowiec na sofę. Pokażę jak uszyję :).

Dzisiaj tylko fartuszki, które wystawiam w galerii Brocante :). Kto nie zna, to zapraszam do galerii i do siebie również :).
















Ostatni fartuszek trochę inny, bo bardziej kolorowy. Powstały też woreczki w takich samych kolorach. Z fartuszka zadowolona jestem bardzo, ze zdjęć niestety już nie, ale trochę już ponarzekałam na początku, więc na pogodę już nie będę ;). Pamiętacie szafkę z poprzedniego posta?. Biała i granatowe dodatki. Większość dodatków mam właśnie biało - granatowych. Powiesiłam na chwilę na półce woreczki, aby sprawdzić jak się prezentują. I muszę Wam powiedzieć, że dobrze!! :). Na tyle, że nie wiem czy za jakiś czas się nie złamię jeśli chodzi o tę biel i granat :).









Na następny raz postaram się o coś innego, oby  fartuszki Wam się nie przejadły :).

Pozdrawiam:)

P.S. Chyba nie mam już funkcji kodów przy wpisywaniu komentarzy. Dzięki ABily za informację. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego mam:). Jeśli nadal tam jest proszę dajcie mi znać:).

wtorek, 8 listopada 2011

Worek, półka i wygrana

Od czego by tu zacząć?
Może od worka na chleb, który ostatnio uszyłam:). Plan był taki: mam worek, to pokażę go, do tego upiekę chleb i będę się chwalić jak to fantastycznie smakuje chleb pieczony w piecu chlebowym. Wszytko fajnie, ale niestety dziś pokazuję tylko worek... chleb nie wyszedł :/. Okazało się, że upieczenie chleba w piecu wcale nie jest takie proste. Mam nadzieję, że tak jest tylko na początku. Nasza pierwsza próba zakończyła się porażką. Spalona skórka, w środku chleb surowy. Podpytaliśmy dziadka, gdzie był nasz błąd i wiemy już, że chodziło o odpowiednie rozgrzanie pieca. Jak się bowiem okazuje jest to bardzo ważne (ta odpowiedniość oczywiście;) i najlepszą metodą, jak można się tego nauczyć, jest metoda prób i błędów... więc teraz czekają nas próby, oby błędów było mniej:).
A tak prezentuje się wspomniany worek.


Pokażę dziś też półkę, którą własnoręcznie szlifowałam i malowałam:). Szlifowania nie było dużo, bo półka była już wstępnie przygotowana. Kupiona na aukcji, jako "cudo półeczka":). Nie lubię takich opisów w tytułach aukcji, bo podejrzewam wtedy, że to jakaś ściema może, no ale tym razem stwierdziłam, że jak dla mnie cudo i zakupiłam:). Po szlifowaniu wzięłam się za pobielanie. Jestem zielona w tym temacie, ale poczytałam instrukcje na blogach i jakoś poszło. W sumie nakładałam farbę trzy razy, bo chciałam aby była bardziej biała:). Miałam pokazać zdjęcie szafeczki jak wyglądała przed, ale akurat to zdjęcie gdzieś się schowało i nie chce się ujawnić ;). 
Jak na razie półka wyposażona jest skromnie, ale to powoli, powoli. Za jakiś czas pewnie jeszcze coś tu, czy tam postawie lub powieszę i będzie "pełniejsza". Na pewno jeszcze też coś pozmieniam. Dziś taki tylko zarys:).



Ostatnio też mam szczęście w Candy. Mam już drugą wygraną na moim koncie:). Tym razem zostałam wylosowana w zabawie zorganizowanej przez Brydzię, autorkę bloga W moim magicznym domku. Do wygrania była teczka na wykroje czy tez wzory. Teczkę mam już od jakiego czasu u siebie i jestem nią zachwycona!!! :). Teraz moje wzory do haftów będą z pewnością uporządkowane:). Poza teczką dostałam również muliny (dwie, ale Madzia pierwszą już zdążyła odpowiednio zamotać zanim zrobiłam zdjęcie), koronkę i wzory do haftów. Z tymi prezentami Brydzia trafiła w dziesiątkę, bo koronka przydała mi się jeszcze tego samego dnia:), po taką własnie mąż miał iść do pasmanterii (chyba nie muszę wspominać, że średnio lubi tam chodzić, choć jest już rozpoznawany przez pracujące tam panie;). Jednokolorowy haft też z pewnością się przyda. Taki teraz wyszywam najczęściej, ale przy Madzi trudno zająć się czymś innym. 


Uff, tyle dzisiaj. Mam nadzieję, że ktoś dotarł ze mną do końca:). 
Dziękuję za wszystkie komentarze. Mnie niekiedy brakuje na nie czasu, choć blogi przeglądam, ale nic nie piszę. Dziękuję więc tym, którzy u mnie coś napiszą, coś się na jakiś temat wypowiedzą:). 
Cieszę się z każdych odwiedzin i z każdego słowa:).
Pozdrawiam serdecznie

sobota, 22 października 2011

Fartuszkowo

Tak jak obiecałam, nadrabiam, to co mam do nadrobienia. Mąż wrócił z wojaży na weekend. Czasem zdarza mu się wyjechać bliżej lub dalej, na dzień lub kilka, ale co zrobić, taka praca. Siedzimy wtedy z Madzią w oknie i czekamy na niego :P. No może nie tak cały czas, bo czasem próbujemy też co nieco zrobić :). Oczywiście o tym co nam się uda, a co nie, decyduje Madzia. Kto ma w domu dwulatka to wie, że czasem nie ma, oj nie ma łatwo ;).

Do rzeczy jednak, czyli do tego co powstało, a nie zostało pokazane. A są to fartuszki. Takie z falbankami lub kieszeniami, a czasem z tym i z tym równocześnie :). 

Niebieski tylko z falbankami:)



Beżowy też tylko z falbankami :)




Niebieski z falbankami i kieszeniami :)



I żółty bez kieszeni, ale za to bardziej falbankowaty :).


Niedługo dalej będę nadrabiać, a na razie już tylko pozdrawiam wszystkich i życzę bardzo udanego weekendu :). 

środa, 19 października 2011

Pierwsza wygrana

Dziś chcę się tylko pochwalić  moją pierwszą wygraną w Candy. Jak do tej pory nie miałam szczęścia w losowaniach, ale zawsze musi być ten pierwszy raz :). U mnie właśnie nastąpił i stałam się posiadaczką wspaniałego aniołka :). Zajął już miejsce na półce i tylko czeka, aż będzie mógł umilać nam jesienno-zimowe wieczory. Aniołek był wygraną w zabawie zorganizowanej przez Aśko, która zakręcona jest (oczywiście pozytywnie) wokół papierów, dziurkaczy i innych rzeczy, przy pomocy których tworzy cuda:) - jeśli nie wierzycie zaglądnijcie tutaj.

A tak już prezentuje się wygrana.


Uzbierało mi się kilka rzeczy, które chcę Wam pokazać. Niestety mąż chwilowo nieobecny, córka nie toleruje sytuacji gdy mama siedzi przy komputerze, więc pozostaje mi do tego tylko wieczór. A z wieczorami bywa różnie...
Niedługo wszystko nadrobię, niech no tylko mąż wróci! :). 

czwartek, 13 października 2011

Haft do kuchni - było minęło zakończone dzieło;)

Nie wywiązuję się ostatnio z blogowych obowiązków. Nie piszę, na Waszych blogach pojawiam się najczęściej jako tajemniczy gość, podziwiając, lecz nie pozostawiając po sobie znaku bytności... Brak czasu, ale przede wszystkim jednak weny do napisania czegokolwiek. Silne postanowienie poprawy w tym względzie jest.. oby tylko chęci za  postanowieniem nadążyły:). 

Zanim przejdę do tytułowego haftu napiszę o tym jak to ostatnio uśmiałam się po pachy:). A było to tak... wraz ze swoim małżonkiem, świętując rocznicę ślubu wybraliśmy się do teatru. I tam to właśnie na komedii "Szalone nożyczki" przez prawie dwie godziny mogłam zdrowo się pośmiać:). Przyznać się muszę, że wcześniej teatr odwiedziłam w czasach szkolnych. Był to błąd. Na próżno szukaliśmy z mężem dobrej komedii w kinie. Jak się okazało najzabawniej było w teatrze:). Szczerze  polecam:).





Teraz już haft, który zawiśnie w naszej kuchni. Powstawał sobie powoli, czasem tylko w 10-cio minutowych sesjach.  Ostatnio jednak, gdy ujrzałam, że koniec jest bliski, wzięłam się do roboty i zakończyłam, to com, chyba już kilka miesięcy temu, zaczęła:).
Haft oczywiście jeszcze nie oprawiony. Co się zaś tyczy oprawy mam właśnie pytanie do Was. Czy przy oprawie haftu dajecie szkło? Mam tylko kilka obrazów, które doczekały się ramy i wszystkie są za szybą. Spotkałam się jednak z haftami oprawianymi bez szyby. Podobają mi się, ale rozwiązanie nie wydaje mi się zbyt praktyczne . Ktoś ma w tej kwestii jakieś doświadczenie lub własne przemyślenia?. Chętnie się z nimi zapoznam. 
Teraz już tylko pozdrawiam, bo właśnie mnie północ zastała:). W takim razie dobrej nocy:).

czwartek, 15 września 2011

Lunch bag, czytaj torebka śniadaniowa ;)

Po przerwanym urlopie pozostał niedosyt, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, całkowicie nieplanowanie uciekliśmy znów w góry :). Tym razem zdrowie dopisało, pogoda również, więc wyjazd, choć krótki, zaliczony jest do bardzo udanych :). Uwielbiam góry, uwielbiam chodzić po nich i po lasach także. Po lasach, to chodzę w pewnym celu... a wymienię dwa najczęstsze : poszukiwanie grzybów lub podążanie za szlakiem :). Podczas wyjazdu udało nam się przejść małą trasę. Madzia ma już dwa latka, więc zaczęła trenować ;). Czasem też odpoczywała ;).



Dziękuję bardzo za propozycje fryzury do sukienki z poprzedniego posta. W rezultacie był kok :). trochę na boku. Dobrze się czułam i w sukience i we fryzurze, a to przecież bardzo ważne aby dobrze się bawić :). No i bawiłam się!. Tańczyłam i tańczyłam, a sukienka wirowała :). Tylko kondycja troszkę słaba. Jednak po dwóch latach przerwy weselnej nie można było spodziewać się lepszej formy ;). Zdjęć do zaprezentowania niestety  nie posiadam, czego bardzo żałuję. Pamiętanie o fotografowaniu czasami jest trudne..:).

Jeśli chodzi o szycie, to oczywiście stanęło trochę w miejscu. Coś jednak małego powstało :). Już jakiś czas temu, zainspirowana pewnym zagranicznym blogiem, postanowiłam uszyć dla mojej drogiej koleżanki torebkę na kanapki. W korporacyjnej firmie nie godzi się jednak tego inaczej nazwać jak - lunch bag :). Ostatnio widzę, że torebki takie robią się coraz bardziej popularne, więc pomysł niestety nie będzie nowy. Jak doszły mnie słuchy, nowej właścicielce lunch bag się podoba :).





Z prezentem wysłałam także list.. taki zwykły, odręcznie pisany. Jeszcze jakiś czas temu pisałam listy do męża, a on także napisał do mnie kilka. Dokładnie trzy, ale mam je do dziś...Ostatnio jednak piszę już tylko maile. Postanowiłam to zmienić, i dobrze zrobiłam, bo wiem, że wysyłając list sprawiłam komuś wielką radość:) :).
Także piszcie listy! Polecam! A także pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego bloga :).

wtorek, 23 sierpnia 2011

Sukienka retro

Obiecany post z serii  "pierwszy raz szyję...". Tym razem jest to oczywiście wspomniana już wcześniej sukienka. Jak widać na wykroju (zdjęcie dwa posty niżej), góra sukienki może być różna. Są trzy opcje do wyboru:). Jako pierwszą wybrałam sukienkę z zabudowanym dekoltem,  wycięciem z tyłu w tzw. serek i kokardkami, a właściwie jedną, bo z drugiej zrezygnowałam.
Nie przedłużając pierwsze zdjęcia.


Kilka przemyśleń jeśli chodzi o szycie. Ogólne stwierdzenie - nie było najgorzej:). Uszycie góry i dołu sukienki poszło dość szybko. Najwięcej problemu sprawiło mi uszycie obwódki wokoło dekoltu i wycięcia z tyłu (zdjęć tyłu nie posiadam - nie pomyślałam o tym aby  się odwrócić;). Nie wiem też czy widać obwódkę, w każdym bądź razie jest. Źle zrozumiałam instrukcję, więc źle przyszyłam, sprułam, tak jeszcze ze dwa razy, bo coś było krzywo, albo szwy niedopasowane. W końcu udało się:). Już wiem, że szycie dekoltu w serek (w tym przypadku wycięcia z tyłu)  to nie takie hop - siup. Mam jednak nadzieję, że na przyszłość czegoś się nauczyłam (okaże się to przy szyciu następnej tego typu sukienki). W końcu po tylu pruciach wypadałoby ! :).
Jeszcze przećwiczyłyśmy z Madzią kilka podstawowych figur tanecznych:) i teraz już czekamy na wesele:).



Ktoś ma pomysły na fryzurę pasującą do tej sukienki? Jeśli tak, to z chęcią bym je poznała, bo u mnie w głowie pustka, a na głowie tylko koński ogon:).

Pozdrawiam:)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Tort urodzinowy

Znowu nastąpiła dłuższa przerwa w blogowaniu. Wiadome -  urlop:). Co zaś się tyczy urlopu, to kolejny raz przekonałam się, że planować to sobie można... Moja lista "rzeczy do zrobienia" nie została zrealizowana, co oczywiście mnie nie zaskoczyło, gdyż liczyłam się z tym, że zrobię z niej tylko kilka rzeczy. Tak też się stało. Ważny był jednak dla mnie wyjazd. Kilka dni, gdzieś w górach, aby odpocząć i nabrać sił. Już myślałam, że może pogoda spłata nam figla (patrząc na tegoroczne lato), jednak, o dziwo, była dość udana. Po niecałych dwóch dniach, gdy już zrobiliśmy plany dotyczące tego gdzie idziemy, co oglądamy i kiedy, nasza Madzia niespodziewanie dostała w nocy gorączki. Ten scenariusz jest już nam dobrze znany - zapalanie gardła. Tak też było tym razem i nic innego nam nie pozostało jak szybki powrót do domu. Po kilku dniach zaczęła czuć się lepiej, lecz wtedy postanowiłam (nieświadomie) do niej dołączyć i również się rozchorowałam. I tak siedzę teraz i płaczę od kilku dni i już nie wiem czy to z powodu strasznego kataru, czy minionego urlopu;).
Tyle z negatywnych rzeczy. Teraz coś bardziej pozytywnego. Niedawno były moje urodziny. I z tego, blogowego miejsca chciałam pochwalić się swoim mężem, a raczej pochwalić męża, który w tym roku z tej okazji zrobił dla mnie tort. Wspomnieć muszę, że nie upiekł nigdy żadnego ciasta, tym bardziej tortu, także jest to jego pierwszy taki kulinarny wyczyn. Przepis na ten, bananowo - brzoskwinowy, tort, maż znalazł w internecie. I cóż można powiedzieć - wyszedł mu, więc myślę, że pochwała jest bardzo wskazana:).



Dzięki temu, że miałam tort, mogłam mieć i świeczkę, którą zdmuchnęłam, oczywiście pomyślawszy wcześniej życzenie:). A takie urodzinowe życzenie i to jeszcze ze świeczką musi się przecież spełnić:):).

Aby troszkę szyciowo było pokażę Wam kosmetyczkę, której właścicielką jest teraz moja siostra. Będzie jej służyć (gdy tylko zacznie się studyjny czas) do przechowywania tych wszystkich niezbędnych rzeczy, znajdujących się w torebce. Mam nadzieję, że siostra poskromi te gubiące się rzeczy, które na ogół najtrudniej jest znaleźć w chwili gdy je szukamy;).


Nie będzie dziś o sukience z poprzedniego posta. Sukienka ma się dobrze i już nawet "zaliczyła" jeden ślub. Nie posiadam jednak jeszcze zdjęć. Aby je zrobić muszę poczekać, aż mój płaczliwy stan minie i dopiero wtedy powstanie post z cyklu - moja pierwsza sukienka.
Na razie już tylko pozdrawiam i dużo zdrowia życzę (sobie i Wam!) :)