Nie wywiązuję się ostatnio z blogowych obowiązków. Nie piszę, na Waszych blogach pojawiam się najczęściej jako tajemniczy gość, podziwiając, lecz nie pozostawiając po sobie znaku bytności... Brak czasu, ale przede wszystkim jednak weny do napisania czegokolwiek. Silne postanowienie poprawy w tym względzie jest.. oby tylko chęci za postanowieniem nadążyły:).
Zanim przejdę do tytułowego haftu napiszę o tym jak to ostatnio uśmiałam się po pachy:). A było to tak... wraz ze swoim małżonkiem, świętując rocznicę ślubu wybraliśmy się do teatru. I tam to właśnie na komedii "Szalone nożyczki" przez prawie dwie godziny mogłam zdrowo się pośmiać:). Przyznać się muszę, że wcześniej teatr odwiedziłam w czasach szkolnych. Był to błąd. Na próżno szukaliśmy z mężem dobrej komedii w kinie. Jak się okazało najzabawniej było w teatrze:). Szczerze polecam:).
Teraz już haft, który zawiśnie w naszej kuchni. Powstawał sobie powoli, czasem tylko w 10-cio minutowych sesjach. Ostatnio jednak, gdy ujrzałam, że koniec jest bliski, wzięłam się do roboty i zakończyłam, to com, chyba już kilka miesięcy temu, zaczęła:).
Haft oczywiście jeszcze nie oprawiony. Co się zaś tyczy oprawy mam właśnie pytanie do Was. Czy przy oprawie haftu dajecie szkło? Mam tylko kilka obrazów, które doczekały się ramy i wszystkie są za szybą. Spotkałam się jednak z haftami oprawianymi bez szyby. Podobają mi się, ale rozwiązanie nie wydaje mi się zbyt praktyczne . Ktoś ma w tej kwestii jakieś doświadczenie lub własne przemyślenia?. Chętnie się z nimi zapoznam.
Teraz już tylko pozdrawiam, bo właśnie mnie północ zastała:). W takim razie dobrej nocy:).