Pora na pierwsze zdjęcia z naszego domu. Jak na razie będzie to jeden "mebel", który z pewnością postoi w jednym miejscu przez wiele lat:). Piec, który mamy w kuchni jest na pewno spełnieniem jednego z marzeń mojego męża. Jemu jakość szczególnie zależało na tym, aby w naszej kuchni znalazł się piec kaflowy. Ja też byłam za tą ideą, ale gdyby ktoś próbował mnie bardzo przekonywać (czy nawet przekupić ;), abym zmieniła zdanie, może i bym to zrobiła. Teraz jednak cieszę się, że tak sobie stoi, wygląda, a czasem grzeje, więc jest się do czego przytulić w razie braku męża;).
Piec ma bradrurę, piec chlebowy, no i oczywiście blachę, gdzie można gotować. Zdarzyło mi się kilkakrotnie w tym roku ugotować na nim cały obiad. Szczególnie jest to fajne rozwiązanie w takich przejściowych porach, gdy już rzadziej pali się w centralnym, a jeszcze w domu (szczególnie wieczorami) jest dość chłodno.
Często słyszeliśmy od ludzi (głównie robotników, którzy przewijali się podczas budowy) "pani teraz to raczej piece rozwalają". Teraz jednak wielu osobom się podoba, szczególnie, że jest dość mały i zgrabny(jak na piec oczywiście:).
Przymierzamy się do wypieku pierwszego chleba. Nie wiem jakim cudem tyle czasu minęło, a nam nie udało się jeszcze tego zrobić. Relację z pieczenia na pewno pokażę:).
Otoczenie pieca jeszcze niezagospodarowane. Myślę jednak, że z biegiem lat nazbiera się tu tyle rzeczy, że ciężko będzie pomieścić.
Ostatnio odkryłam, że nawet gdy w piecu się nie pali fajną atmosferę robią świeczki. Jak to świeczki na ogół ocieplają i wprowadzają nastrój. Białe kafle dodatkowo odbijają światło ściec i robi się jeszcze bardziej przytulnie:).
Pozdrawiam:)