poniedziałek, 22 października 2012

Jesienne kolory

Jak długo mnie tutaj nie było? Oj długo, długo. Pochłonęły mnie całkowicie codzienne sprawy.
Pierwszy raz zaprowadziłam córkę do przedszkola i nie wiedziałam, że będzie to tak stresujące przeżycie! Dla niej i dla mnie. Były łzy, początkowo nawet bardzo duży płacz i żale. Jakże mi ulżyło, gdy łzy codziennie były coraz mniejsze, a odbierając Madzię z przedszkola widziałam uśmiech na jej twarzy. Dziś znów niechęć do wyjścia z domu, związana z przerwą w uczęszczaniu do przedszkola. Na szczęście intensywność emocji już o wiele, wiele mniejsza :).

Siedzenie w domu, nieprzespane noce, katar, kaszel, to moja ostatnia codzienność. Każda inna aktywność (niż przebywanie w domu) była przeze mnie z chęcią podejmowana. Wprost rzuciłam się na układanie drewna i cieszyłam się pracą, którą mogę wykonać, nie słysząc przy tym płaczów, nie mając nikogo na kolanach, rękach, czy przy nodze :). A i praca pożyteczna, bo gdy drewno poukładane, węgiel przywieziony, to na zimę spokojnie można czekać:).

Byłam też na grzybach. Tylko raz, choć może i aż raz, bo myślałam, że wcale nie będę miała w tym roku tej przyjemności. Tak, dla mnie to wielka przyjemność -  takie chodzenie po lesie, szukanie, myślenie, odpoczywanie :).




















  







Zaczęłam szyć jesienną narzutę. Szyję, mając na to czasem 15, 20 minut. Raz wytnę, raz zszyję, raz wyprasuję. Wszystko robię na raty. Nie lubię tak, ale tylko tak na razie mogę. Chyba trzeba będzie do tego przywyknąć  ;P.






Wczoraj było pięknie. Nieprawdaż?

Pozdrawiam jesiennie:)

środa, 22 sierpnia 2012

Różowa kołderka

Chwila oddechu od.... chorób.
Niestety, tak u nas w tym roku wyglądało lato. Angina, zapalenia gardła atakowały Madzię bez ostrzeżenia. Przynajmniej dla nas nie było żadnych wyraźnych objawów tego, że w nocy pojawi się wysoka gorączka i po chwili przerwy wszystko zacznie się od początku. Gdyby ktoś mnie zapytał w ostatnim czasie, czy uprawiam jakieś sporty ekstremalne, to z całą pewnością powiedziałabym, że tak! Opieka nad dwójką dzieci, gdy jedno ma wysoką gorączkę, jest zazdrosne o drugie, które  też wymaga opieki i miewa czasem bóle brzuszka,  z pewnością jest sportem ekstremalnym. Bo jak w tym samym czasie nosić na rękach dwójkę płaczących maluchów, które nie powinny przebywać zbyt blisko siebie? Na razie choroby minęły i oby długo nie powróciły! Za kilka dni Madzia stanie się przedszkolakiem, a taki początkujący przedszkolak z tego co się orientuję, lubi sobie pochorować. Tego (chorób oczywiście)  boję się najbardziej, ale po cichu mam nadzieję, że nie będzie tak źle.

W ostatnim czasie bardzo mało siedziałam przy maszynie. Uszyłam fartuchy na zamówienie, jednak nie zostały one sfotografowane.
Mam jednak coś do pokazania, a mianowicie kołderkę, która powstała już jakiś czas temu. Szyłam ją wolniutko, jak tylko znalazłam chwilę czasu, a że z tymi "międzyczasowymi" chwilami kiepsko, to od wycięcia pierwszego kwadratu, do obszycia kołderki lamówką minęło kilka tygodni. Muszę przyznać, że spodobało mi się takie zszywanie kwadracików:).







A tak na koniec zdjęcia Oli. Nie do końca aktualne, bo wykonane już miesiąc temu, a dla takiego dziecka, taki miesiąc to przecież 1/3 całego życia:).



Pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Bladoróżowa w paski

Szybko mijają te ostatnie dni. Mało, a nawet bardzo mało w nich szycia!  Udało mi się jednak po porodzie usiąść już na chwilę do maszyny:).
Jeszcze przed porodem uszyłam dla Madzi sukienkę. Powstała ona dość szybko i spontanicznie. Któregoś wieczoru stwierdziłam bowiem, że nie mam w co ubrać córy na uroczystość Komunii Świętej. Wiadome było, że to ona będzie na pewno reprezentować naszą rodzinę, więc musi jakoś wyglądać.Ja byłam niepewnym gościem - zjawię się lub nie. Może w tym czasie będę rodzić lub będę już po porodzie? Jak się okazało byłam jeszcze obecna w dwupaku :).

Wracając jednak do sukienki - uszyłam ją na podstawie innych, posiadanych przez Madzię sukienek (w większości już za małych). Szyłam tak "na oko", bo z przymiarkami był wielki problem. Po kilku próbach założenia skrojonego materiału, usłyszałam tylko od mojego dziecka - "daj mi już spokój". No to co miałam zrobić? Dałam spokój i szyłam bez mierzenia. Połyskujący materiał w bladoróżowym kolorze w białe paski leżał sobie na półce, kupiony jakiś czas temu, nie wiadomo dokładnie po co. Wiadome tylko dlaczego - był po przecenie. Koronka z odzysku i tylko guziki musiałam dokupić. Całość, nie licząc pracy oczywiście, kosztowała ok. 10 zł.



Ostatnio, czyli dwa miesiące temu, wygrałam candy u Małgosi. Nagrodą była książka, którą właśnie zaczęłam czytać. W paczce znalazłam także zakładkę i kolczyki z zielonego filcu. Jeszcze nigdy nie używałam zakładek tego typu, a muszę powiedzieć, że sprawdza się ona w swojej zakładkowej roli bardzo dobrze, lepiej nawet niż papierowa :). Kolczyków nie ma na zdjęciu, gdyż (razem z innymi) zostały dobrze schowane przed Madzią. Na tyle dobrze, że teraz sama nie potrafię znaleźć całego woreczka. Kiedyś na pewno mnie olśni co to za sprytną skrytkę wymyśliłam :).
Dziękuję Ci kochana za książkę i nieoczekiwane dodatki. Kolczyki na pewno jeszcze założę, jak tylko je znajdę :).


Dziękuję za Wasze komentarze i odwiedziny.
Pozdrawiam:)

wtorek, 29 maja 2012

Szczęśliwe rozwiązanie

Już jest z nami nasza druga córa - Aleksandra :).
Na świecie pojawiła się 23 maja. Muszę przyznać, że bardziej obawiałam się tego porodu. Nie mam wprawdzie traumatycznych wspomnień po pierwszym, ale wiedziałam już co mnie czeka - ból porodowy. Chciałam, aby nie było gorzej niż poprzednio, abym dała radę urodzić, aby obyło się bez komplikacji, aby wszystko nie trwało za długo i oczywiście aby Ola urodziła się zdrowa. Planowałam też urodzić przed terminem, bo czasem jestem strasznie niecierpliwa, a co za tym idzie nie lubię czekania ;). Wiadomo jednak jak to jest z naszymi planami (niekiedy można rozśmieszyć nimi Pana Boga). Na szczęście  moje plany pokryły się z Bożą Wolą i poród odbył się szybko, bez komplikacji i po dokładnie dwóch dobach (co do godziny :), czyli najkrótszym z możliwych pobycie w szpitalu, mogłyśmy wrócić z Olą do domu. Urodziłam też przed terminem, na tyle, że pomimo mojego przygotowanie i oczekiwania, zaskoczyłam się, że to już :). Zaskoczenie moje było na tyle duże, że w szpitalu zjawiałam się "na czas" - dobrze, że nie zwlekałam dłużej.



W domu zaczynają u nas gościć kwiaty. Z racji tego, że wciąż brak tych ogrodowych, miejsce w wazonie zajęły polne.

Pozdrawiam :)

niedziela, 13 maja 2012

Po weekendzie

Witam po majowym weekendzie :).
Co prawda nie tak zaraz po nim, bo jakby nie było weekend minął już jakiś czas temu. Ostatnie dni mijają jednak tak szybko, że kilka dni, a nawet tygodni, określam jako "zaraz".
U nas majówkę spędziliśmy w domu, na dalszych pracach remontowych. Wszystkie prace, czyli malowanie, układanie podłóg robiła świetna ekipa w skład, której wchodzą - mój mąż i ja. Nie można też zapominać o Madzi, choć ona akurat miała inną wizję pracy i nie zawsze wiedziała co to znaczy współpraca. W ósmym miesiącu jednak i ja odpadłam z pola boju, bo prace na kolanach okazały się już dla mnie za trudne, więc w maju sam mąż "bawił się" z listwami przypodłogowymi. Na szczęście mamy już to za sobą, uff.

Jedyną atrakcją podczas majowego weekendu był grill, na który zjechało się kilku naszych znajomych z dziećmi. W sumie było sześcioro dzieci, trójka poniżej 3 roku życia, trójka poniżej 1 roku życia, a niedługo kolejne dwa maluszki dołączą do tej gromady. Jak widać dbamy tu o dodatni przyrost naturalny! :).

Nasze miejsce grillowe jest jeszcze całkowicie nieogarnięte. W każdym bądź razie trawa jest (choć przydałaby się jej jakaś terapia odnawiająca), rośnie kilka jabłonek, czereśnia, trzy brzózki i wiele różnych chwastów. Potencjał na stworzenie miejsca grillowego lub ogniskowego jest, choć teren wymaga jeszcze wiele pracy.



Wspominałam kiedyś o moim pokoiku do szycia. Już zaczyna jakoś wyglądać. Część rzeczy już posegregowałam. Wszystkie guziki, zamki, tasiemki, znalazły swoje miejsce wysoko na półkach. Tak jest zdecydowanie lepiej, gdyż Madzia potrafiła je roznieść po całym domu w zastraszającym tempie!
Dziś tylko malutka migawka, resztę pokoiku oraz sukienkę, która powstała dla mojej córy pokażę w następnym poście. Ostatnio wygrałam też candy, ale o tym również następnym razem. Teraz już jednak nic nie obiecuję i następny post napiszę szybciej lub później, a wszystko to zależeć będzie od okoliczności niezależnych już ode mnie... ;)













Dziękuję, że pomimo mojej małej aktywności blogowej, zaglądacie do mnie.
Do następnego razu:)

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wyniki candy

Zgodnie z obietnicą, dzisiaj nastąpiło losowanie candy.
Na samym początku chcę podziękować wszystkim biorącym udział w zabawie. Liczba osób, która zgłosiła się po poszewkę była dla mnie zaskakująca! Oprócz nagrody "głównej" postanowiłam więc, przyznać nagrodę dodatkową. Jest nią także poszewka, już uszyta, lecz jeszcze nie sfotografowana, więc zdjęcie pojawi się dopiero w następnym poście.

Losowanie odbyło się starą, tradycyjną metodą - karteczkową :). Któż inny mógł losować, jak nie Madzia. W tym roku szło jej o wiele lepiej, niż w tamtym.



A oto wyniki :

Poszewkę patchworkową wygrywa pandzioszka,
a drugą (wcześniej wspomnianą poszewkę) wygrywa MamaH

Dziewczyny proszę oczywiście o e-maila z danymi do wysyłki :).

Mam nadzieję, że niedługo uda mi się pokazać Wam mój pokoik szyciowy po remoncie. Nie wszystko jest jeszcze skończone, ale już już "coś" widać (przede wszystkim porządek ;) - aż będzie mi się chciało szyć).

Pozdrawiam :)

sobota, 7 kwietnia 2012

Życzenia Wielkanocne


Zmartwychwstanie Pana
niechaj budzi z rana
dzwonem rezurekcji
światu wszemu wieszcząc
nadzieję wszechmocną
rozproszenia mroków
i olśnienia blaskiem
rozlania radości
szerokim potokiem

oczekując Świąt szczodrych

dzielę się nowiną dobrą
z najlepszymi życzeniami
NAJSERDECZNIEJ WAS POZDRAWIAM

                         Jadwiga Zgliszewska


 Radosnych Świąt wszystkim życzę.

P.S. 
Aśko dziękuję Ci za wspaniałą kartkę z życzeniami :).

niedziela, 1 kwietnia 2012

Jak długo rośnie rzeżucha?

Przyznać się muszę, że nigdy nie miałam wielkiego zapału do uprawy jakichkolwiek roślin. W sumie, to chyba nic (oprócz rzeżuchy) nigdy nie posiałam, czy też posadziłam. Przynajmniej tego nie pamiętam. W tym roku jednak coś we mnie zaskoczyło. Ogród, który trzeba będzie jakoś zagospodarować, na blogach wiele sesji zdjęciowych z siania, czy też, już w późniejszym czasie zdjęcia z ogrodów, spowodowały, że nie chciałam już tylko oglądać, ale sprawdzić jak to jest z tym zajmowaniem się roślinami.
Na początek posiałam więc różne zioła (bazylię, majeranek, tymianek itp.). I okazało się, że sprawia mi ogromną radość codzienne przyglądanie się moim roślinkom. Jak powoli, dzień po dniu, coś się w nich zmienia. Jak zaczynają powolutku kiełkować i z dnia na dzień robią się coraz większe:).

Na zdjęciach poniżej efekty przyglądania się kiełkowaniu rzeżuchy na kuchennym parapecie. Nie wiedziałam jak długo rośnie sobie taka rzeżuszka. Nie sprawdzałam nigdzie, ale przekonałam się o tym sama. Tydzień - mojej tyle zeszło :).
Kto chciałby wyhodować rzeżuchę specjalnie na Wielkanoc, to dzisiaj lub jutro jest ostatni dzwonek:).


A tutaj już cebulka.



Jeśli chodzi o szycie, to mało ostatnio oddaję się temu zajęciu. Malowania i innego rodzaju remontowe sprawy pochłaniają nas do reszty. Z szyciem muszę więc troszkę poczekać.
Nie może być jednak tak, że w blogu o szyciu nie będzie zdjęcia uszytej rzeczy. Będzie. Poszewka z haftem, która powstała już jakiś czas temu. Czas się chyba jednak nie liczy, ważne, że zrobiona moimi rękami :P.




Pozdrawiam słonecznie, wietrznie, deszczowo, śniegowo i gradowo. Taki to kociołek pogodowy jest dzisiaj u nas za oknem... i coś mi się wydaje, że w większości regionów Polski jest podobnie (w końcu to przeplatany kwiecień już mamy;).

środa, 21 marca 2012

Czas na ciasteczka

Dziś będzie o ciastkach, ciasteczkach i kawie:).
Wszystko to bowiem znajduje się na hafcie, który ostatnio wyszyłam. Już dawno nie wyszywałam nic wielokolorowego. Ostatnio królowały u mnie tylko hafty monochromatyczne. Postanowiłam zmienić to i trochę zaszaleć z kolorami;). Zaczynając haft po raz pierwszy narysowałam sobie linie, które ułatwiają wyszywanie!. Nigdy tego nie robiłam, bo zawsze żal było mi czasu. Niestety należę do osób, które nie lubią robić wykrojów, ale najlepiej od razu chciałabym coś szyć, wyszywać, bez wielu przygotowań. Brakuje mi na to cierpliwości :). Tym razem sama przekonałam się, że linie pomagają w wyszywaniu! Choć akurat w tym hafcie trochę namieszały w efekcie końcowym, a dokładniej to namieszałam ja, gdyż numerując rzędy pominęłam rząd numer 9. Kto widział już ten wzór zorientuje się, że brakuje trzech napisów. Haftować miałam powoli, może nawet pół roku, więc kupiłam tylko kilka mulin i wyszywałam skacząc sobie po kanwie. Wszystko wyszyłam o wiele, wiele szybciej. Nie mogłam się oderwać od wyszywania, aż haft nie był skończony. O braku rzędu nr 9 zorientowałam się dopiero w połowie wyszywania... całe szczęście, że to tylko napisy odpadły, bo przeżyłam chwilę grozy ;).




























Niech Was nie zmyli róż. Haft powstał na białej kanwie.


A teraz jeszcze więcej słodkości. Chodzą te słodkie rzeczy za mną ostatnio jak nie wiem! Od czasu do czasu, muszę, no po prostu muszę zjeść coś na słodko;). Kiedyś pisałam o placuszkach z jabłkami, a dziś będzie o plackach bananowych. Oto przepis.

Składniki

2 szklanki mąki pszennej
1 szklanka kefiru ( raczej potrzeba dodać więcej kefiru lub mniej mąki)
2 jajka
2 banany
1 opakowanie cukru waniliowego
1 łyżka soku z cytryny
1/2 łyżeczki sody
olej do smażenia

Sposób przygotowania
Żółtka utrzeć z cukrem waniliowym, dodać kefir, mąkę i sodę. Składniki wymieszać. Banany obrać, pokroić w drobną kostkę, skropić sokiem z cytryny. Wymieszać z ciastem. Ubić pianę z białek. Połączyć ją delikatnie z ciastem. 
Ciasto kłaść na rozgrzany olej, formując płaskie placki. Smażyć z obu stron na złoty kolor. Podawać polane płynnym miodem. 


Jakiś czas temu dostałam także wyróżnienie od Justyny


Justynko, bardzo Ci za nie dziękuję:). Mam napisać prawdy o sobie (nie koniecznie te dobre). Jedną z nich jest z pewnością to, że średnio nadaję się do tego typu zabaw. Nagle nie wiem co miałabym napisać, więc z pewnością złamię wszystkie zasady związane z tym wyróżnieniem. Napiszę tylko o moim wspomnianym braku cierpliwości do wykrojów wszelkiego rodzaju, a jednoczesnym posiadaniem cierpliwości do szycia, a nawet prucia, tego co źle uszyłam (co można było na ogół uniknąć np. robiąc wykrój - może czas się czegoś nauczyć!). Następną zasadę z nominacjami też łamię. 

Nastał u nas czas malowania, układania podłogi i innych tego typu rzeczy. Mój pokoik do szycia (a także sypialnia i pokój Madzi) w końcu zaczną jakoś wyglądać;). Ja również nie próżnuję. Maluję, pomagam w układaniu i ogólnie cieszę się, że coś się dzieje:).

Dziękuję wszystkim osobom, które zapisały się na Candy i oczywiście jeszcze zapraszam. Postaram się wszystkich Was poodwiedzać w wolnej chwili.

Wiosna, wraz ze swoim przyjściem, dodała mi energii. Mam nadzieję, że Wam też:). 
Pozdrawiam i do następnego napisania:).

niedziela, 11 marca 2012

Candy, candy

Dzisiaj zapraszam wszystkich do mnie na candy. Podstawowy powód zorganizowania go, to moja rocznica w blogowym świecie. Pełny roczek, od napisania pierwszego posta, minął już jakiś czas temu. Zamiar podarowania Wam czegoś ode mnie miałam już wcześniej, ale udało się go zrealizować dopiero teraz. Lepiej późno niż wcale;).

Z całą pewnością mogę powiedzieć, iż cieszę się z tego, że zaczęłam pisać bloga. Może nie robię tego tak często jakbym chciała, może czasem nie mam też wielkiego natchnienia na napisanie czegokolwiek, ale mam nadzieję, że z czasem będzie widać w tym względzie tylko poprawę. 

Teraz już o nagrodzie. Co nią jest?
Z racji tego, że trochę szyję, do wygrania będzie patchworkowa poszewka zawiązywana na troczki.


Zasady wzięcia udziału w candy są takie jak zwykle.
O chęci posiadania poszewki proszę napisać w komentarzu pod postem. Osoby prowadzące bloga proszone są o wklejenie podlinkowanego, powyżej zaprezentowanego, zdjęcia. Osoby, które blogów nie mają niech podadzą swojego emaila.
Losowanie odbędzie się 15 kwietnia. Zapisy zaś potrwają do północy 14 kwietnia.


Pozdrawiam i "do zobaczenia" niebawem :).

poniedziałek, 27 lutego 2012

Moda ciążowa i baletowa

Dzisiaj będzie krótko i na temat. Odwrotnie niż w tytule posta, pierwsza będzie moda baletowa. Baletnicą została moja Madzia na balu przebierańców, na który wybraliśmy się w ostatnią niedzielę karnawału. Myślałam, że pierwszy taki bal moje dziecko zaliczy w przedszkolu i wtedy będzie czas na wymyślanie różnych przebrań, ale okazało się, że już wcześniej musiałam o tym pomyśleć. Przebranie powstało dość szybko. Spódniczka TuTu, bez szycia, zrobiona zgodnie z instrukcjami znalezionymi na różnych blogach. Tiul pocięty w paski, przywiązany do gumki. Opaska do kompletu, baletki i tak oto moja baletnica gotowa była na swój pierwszy w życiu bal :).



A teraz czas na modę ciążową. Z racji tego, że ostatnimi czasy zaokrągliłam się tu i ówdzie i w coraz mniej rzeczy się mieszczę, musiałam uszyć dla siebie odpowiednią spódnicę. Wykrój spódnicy pochodzi z najnowszej Burdy 2/2012. Szyje się ją łatwo i szybko. Jest też bardzo wygodna. Jedynym problemem jest materiał, który wybrałam... już widzę, że ma skłonność do mechacenia się. W każdym bądź razie na pewno powstanie następna taka sama, w bardziej wiosennym kolorze :). Materiał już skrojony czeka na szycie, a i do spodni się przymierzam... także dalszy ciąg mody ciążowej nastąpi niebawem.




Pozdrawiam wszystkich odwiedzających, czytających, oglądających, podglądających, a przede wszystkim komentujących :).

wtorek, 14 lutego 2012

Czerwono i sercowo

Dzisiaj będzie u mnie trochę czerwono i sercowo. Wiem, że dużo tej czerwoności wokoło i niektórych może już denerwują te wszystkie serca, serduszka, wyznania, piosenki i inne przejawy Walentynek. Ileż można tak krzyczeć o tej miłości? I to tylko tego jednego dnia? I to w taki komercyjny sposób? Muszę przyznać, że mnie na ogół święto to także nie napawało jakiś większym entuzjazmem. Choć nie powiem miło było dostać kwiatka, czy też życzenia. 
W tym roku jednak obchodzę Walentynki :). Może nawet nie dokładnie dzisiaj, ale obchodziłam je z mężem w niedzielę. Nie było żadnych prezentów, ale spotkanie, a dokładnie randka. Niby nic wielkiego, ale tak mi się wydaje, że w małżeństwie, szczególnie od czasu, gdy pojawią się dzieci, bardzo trudno o takie "wypady". Wcześniej każde spotkanie można było nazwać randką. Potem, gdy pojawiają się dzieci, rachunki i cała masa innych spraw, gdy jeden dzień podobny jest do drugiego, coraz ciężej o wygospodarowanie czasu  tylko dla siebie. Walentynki zmobilizowały nas trochę  do tego, aby "sprzedać" Madzię i pojechać do jednej z naszych ulubionych knajpek. Strasznie lubię, gdy od czasu do czasu uda nam się pobyć gdzieś razem. Nie koniecznie w domu (choć i w domu można przecież spędzić miło wieczór). Będąc w domu ciężej jest mi jednak wyłączyć się od spraw codziennych. Gdzieś tam w głowie wciąż pojawiają się myśli o prasowaniu (gdy przechodzę akurat obok kosza z dopiero co ściągniętym praniem), czy też o umyciu podłogi, gdy zauważę, że nie wygląda już najlepiej. W knajpce, te migające gdzieś w głowie okienka zamykają się i jest czas na prawdziwą rozmowę o uczuciach, marzeniach, planach, czy też na wspomnienia.

Jeśli chodzi o szycie, to pokażę Wam poduszkę, którą ostatnio uszyłam. Walentynkową, a jakże:).


W niedzielę udało nam się także pójść na spacer. W końcu mróz był niezbyt wielki, słońce świeciło, a nikt z naszej rodziny nie chorował :). 



Pozdrawiam wszystkich ciepło i pomimo jakichkolwiek sprzeciwów, walentynkowo :)

wtorek, 7 lutego 2012

Wszystkiego po trochu

Na początku dziękuję bardzo za pozytywne komentarze dotyczące naszej kuchni, a przede wszystkim pieca. Miło słyszeć (czytać), że Wam się podoba :). Muszę przyznać, że mnie też! Gdyby nie było go w naszej kuchni, na jego obecnym miejscu kiedyś stanąłby kredens. Piec jednak stoi, a i kredens się pojawi, ale znajdzie już swój kącik w salonie:). 
Ostatnio jesteśmy uziemione z Madzią w domu. Wychodzić możemy, a jakże, ale gdzie tu iść w taki mróz? Wychylamy nosy z domu tylko na chwilę, a gdy zrobią się już za bardzo czerwone szybko wracamy do domu :). Auto nie ruszy, więc nawet gdybyśmy nabrały ochotę na przejażdżkę do sklepu i tak nie możemy tego uczynić. Dłuższy spacerek z Madzią w taki mróz odpada.  "Idzie luty podkuj buty" - teraz nikt nie powie, że w tym roku zimy nie było! :). 

A w domu troszeczkę sobie dogadzamy kulinarnie. Posłodzimy sobie to i owo i już jest lepiej:).
Jemy np. takie słodkie placuszki. Miały być racuchy, ale za dużo z nimi roboty, a natchnienia do gotowania nie miałam, więc powstały zamienniki. Placuszki powstały z jajka, z którego ubijamy pianę, dodajemy mąkę, mleko i żółtko, miksujemy i smażymy z plastrem jabłka na patelni. Szybkie, a dobre :). Polecam, gdy komuś braknie chęci do dłuższego stania przy kuchni :). 


Jakiś czas temu dostałam przesyłkę od Uli z Anielskiego Zakątka . Worek z nadrukiem. Wygrałam go w zorganizowanej przez Ulę zabawie w "łapanie licznika". Licznik złapałam trochę przez przypadek, ale takie przypadki mogą mi się zdarzać :).  Ulu, jeszcze raz, bardzo Ci dziękuję :).




A na koniec jeszcze druga tura imiennych zawieszek :).









Pozdrawiam wszystkich zaglądających :). Dobrze wiedzieć, że ktoś podczytuje i podgląda to co czasem w tym wirtualnym świecie pokazuję :).