poniedziałek, 27 czerwca 2011

Serce w błękicie

Dziś będzie szybko, krótko i na temat. Taki mały dowód tego, że ostatnio coś szyję:). Tak twierdzę, a nie pokazuję, to może być jakaś ściema;). Jak na razie sfotografowałam jedną rzecz -błękitną poszewkę z haftem i koronką, która prezentuje się o tak:




I jeszcze pochwalę się ostatnio kupionym (oczywiście okazyjnie) materiałem na zasłonki. Ściślej mówiąc są to zasłonki, które po przerobieniu powieszę w oknie mojej łazienki:). Oj cieszy taki zakup: poszukiwany i tani:).

Pozdrawiam:)

sobota, 25 czerwca 2011

Spódniczka w kwiaty

Ostatnio trochę szyję, co ogromnie mnie cieszy:):). Nie pokazuję, bo jak zwykle do zdjęć trudniej mi się zabrać. Postaram się kiedyś to nadrobić:).
Dziś pokażę tylko spódniczkę uszytą dla mojej córy. Nie wiem jak to jest w różnych miastach, miasteczkach i wsiach, ale u nas coraz mniej dzieci ubranych jest w takie własnie kwieciste spódnice, gorsety z cekinami i wstążkami, czy wianki. A szkoda. Jak ja byłam dziewczynką do sypania kwiatków miałam skompletowany cały taki strój:):):) (większość dzieci także). Dziś bardziej królują sukienki białe czy różowe..  ja tam na Boże Ciało wolę kwiaty:).

Dość późno zorientowałam się, że Boże Ciało już tuż tuż. Na szczęście mama przypomniała mi, że jeśli chcę coś dla Madzi uszyć, to już najwyższa pora się za to zabrać.

I uszyłam:). W tym roku tylko spódniczkę. Mam nadzieję, że na drugi rok zmobilizuję się i powstanie także gorset:). Szczególnie, że moja niespełna 2 letnia córa okazała się przodowniczką sypania:). Dosłownie sypała pierwsza na środku, niekiedy próbując wyprzedzić księży:). Woli jednak krótkie dystanse (wkoło kościoła), przy dłuższych odpada po pierwszym ołtarzu:). 

Tak prezentuje się sama modelka (w czasie gdy sypanie kwiatków już ją zmęczyło:). 




Pozdrawiam:)

niedziela, 19 czerwca 2011

"Znoszacz" pospolity

Ostatnio stałam się takim "znoszaczem" pospolitym:). Objawia się to w tym, iż znoszę do domu różne rzeczy. Często nie wiem czy na pewno mi się przydadzą, ale na tyle mi się podobają i na tyle wydają mi się kupione w okazyjnej cenie, że zadowolona biorę to do domu. Przykładem jest ta oto serwetka. Wyszyta haftem krzyżykowym, a zakupiona za całe (a może niecałe;) 1 zł!! :). No to przecież grzech byłoby nie wziąć :). Czy też dzbanek gliniany, który dostałam za darmo!. Nie było się przecież co zastanawiać, jak dają, trza brać;);). To tylko przykłady. Coraz więcej mam takich rzeczy:). 







W domu wciąż jeszcze duuużo miejsca, więc przez jakiś czas mogę kontynuować swoje "znoszacze" praktyki. Obym tylko opamiętała się w porę i uchroniła chałupę przed totalnym zagraceniem:).

Dziś niedziela nie bardzo słoneczna, ale może i dobrze. Mija tak strasznie spokojnie w domu:).
Dziękuję za wszystkie komentarze i witam nowym obserwatorów:). Będzie mi bardzo miło jak czasem pozaglądacie:).

Pozdrawiam :)

wtorek, 14 czerwca 2011

Poszeweczki w paseczki

Ostatnio dużo czasu zamiast na szyciu spędziłam na... nawlekaniu overlocka!. Już nawet nie wiem ile w sumie to było godzin, bo chyba nawet na godziny można liczyć te moje próby. Przede mną instrukcja w języku polskim, angielskim, rysunkowa i co? i nic. Nawlekałam kilkanaście razy,a ścieg wciąż był nie taki jak trzeba. Już nawet ponakładałam różne kolory nici, aby bardziej zrozumieć z którą nitką jest problem. I co? i nic:). Ale od czego ma się męża:). Szczególnie takiego trzy razy bardziej cierpliwego ode mnie:). Mąż widząc moje zmagania zlitował się  (no a może bał się tylko, że nowy overlock wyleci przez okno;), w każdym bądź razie pomógł. Stwierdził, że to tylko maszyna i trzeba tylko dobrze przeczytać jak to zrobić ( a co ja robiłam w ciągu tych moich wielu prób! przecież czytałam, czytałam i czytałam). Mąż usiadł z herbatką, powolutku ponawlekał wszystko tak jak trzeba i po jakimś czasie overlock działał jak powinien:). Oczywiście ja też wszystko robiłam tak samo!. No może prawie.. jak się okazało źle wkładałam nitkę do jednego naprężacza. Czyli to "prawie"  robi różnicę!!:). Mam jednak teraz męża, który umie nawlekać overlock:). Na pewno nie raz jeszcze go do tego wykorzystam;). To nie na moje nerwy. Takie są zalety tego jak niecierpliwy dobrał się z cierpliwym:).  

Z powyższego powodu dużo nie poszyłam, ale oczywiście coś tam zawsze. Jak zwykle robię kilka rzeczy na raz. Zrobić zdjęcia tych rzeczy, to już inna bajka, bo zawsze ciężko mi się do tego zabrać. Do pokazania mam więc tylko dwie poszewki. W paski. Jedna z kokardką, a druga, aby było ciekawiej, bez:).




Dziękuję za wszystkie komentarze:). Fajnie tak poczytać, że komuś coś się podoba. Zresztą kto pisze bloga ten wie:). Zapraszam wciąż na candy, jakby ktoś jeszcze reflektował to wiecie co i jak.
Pozdrawiam:)

środa, 8 czerwca 2011

Poduszki w kwiatki

Jak na razie nie mamy w domu żadnego zwierzęcia. Psa, kota, czy coś podobnego, no nic. Żyjemy sobie sami we trójkę: ja, Sławek i Madzia:). Przez jeden dzień mieliśmy jednak jeszcze coś, a dokładniej gołębia. Nie znam się kompletnie na tych ptakach, ale wiem, że niektórzy je hodują. Taki właśnie gołąb z hodowli (zaobrączkowany i w ogóle) zatrzymał się u nas na podwórku i nie chciał dalej frunąć. Poszukaliśmy po internecie, mąż wykonał kilka telefonów i znalazł się właściciel gołębia. Najpierw telefon „panie, pan ma mojego gołębia”, potem przyjechał chłop na skuterze i zabrał swoją własność. Dokładnie zapakował gołębia pod siedzenie swojego motorka:/. Jak się okazało gołąb wypuszczony był przy granicy niemieckiej i miał wrócić do domu (na Podkarpacie). Prawie mu się to udało. Zabrakło tylko 10 kilometrów. No nic, nie znam się na hodowli i praktykach hodowców gołębi, na gatunkach, pomiarach przelotów, wypuszczaniu na drugim krańcu Polski, itp. Jeśli kiedyś zdecydujemy się na jakieś zwierzę to będzie to pewnie pies.
A jak na razie to zostaliśmy znowu tylko we trójkę:). Aha, mąż dostał także znaleźne.. chłop z wdzięczności przywiózł mu flaszkę ruskiej wódki.

A teraz jeszcze dwie poduszeczki. Bardzo podoba mi się materiał, z którego zostały uszyte:).
Najpierw falbaniasta.






Tak prezentują się dwie razem.


A tak wygląda sama poduszka z kokardkami w fiołki i inne kwiaty, które niestety nie jestem w stanie zidentyfikować:).




Pozdrawiam:)

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Pierwsze Candy

Candy, candy. Jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałam co to jest :). 
Teraz już wiem i  co jakiś czas staram się brać udział w tej zabawie na różnych blogach . Zawsze też liczę na moje szczęście:) Jak na razie jeszcze nie zostałam nigdzie wylosowana.. ale kiedyś musi być ten pierwszy raz:).
Kiedyś musi być też pierwszy raz do zorganizowania candy u siebie. I u mnie to "kiedyś" jest właśnie dzisiaj:). Przygotowałam dla Was woreczek na kosmetyki, granatowy w kropeczki, z własnoręcznie wyszytym napisem :).


Zasady takie same jak zawsze (choć na początku nie miałam pojęcia co to oznacza, dlatego też wyliczę je).

Jeśli chcesz brać udział w zabawie:
- zostaw komentarz pod zdjęciem,
- umieść podlinkowane zdjęcie z moim candy na swoim blogu,
- jeśli nie prowadzisz bloga zostaw komentarz i swój email,
- zapisujcie się do 9 lipca,  losować będę 10 lipca:)




Pozdrawiam:)