Na świecie pojawiła się 23 maja. Muszę przyznać, że bardziej obawiałam się tego porodu. Nie mam wprawdzie traumatycznych wspomnień po pierwszym, ale wiedziałam już co mnie czeka - ból porodowy. Chciałam, aby nie było gorzej niż poprzednio, abym dała radę urodzić, aby obyło się bez komplikacji, aby wszystko nie trwało za długo i oczywiście aby Ola urodziła się zdrowa. Planowałam też urodzić przed terminem, bo czasem jestem strasznie niecierpliwa, a co za tym idzie nie lubię czekania ;). Wiadomo jednak jak to jest z naszymi planami (niekiedy można rozśmieszyć nimi Pana Boga). Na szczęście moje plany pokryły się z Bożą Wolą i poród odbył się szybko, bez komplikacji i po dokładnie dwóch dobach (co do godziny :), czyli najkrótszym z możliwych pobycie w szpitalu, mogłyśmy wrócić z Olą do domu. Urodziłam też przed terminem, na tyle, że pomimo mojego przygotowanie i oczekiwania, zaskoczyłam się, że to już :). Zaskoczenie moje było na tyle duże, że w szpitalu zjawiałam się "na czas" - dobrze, że nie zwlekałam dłużej.
W domu zaczynają u nas gościć kwiaty. Z racji tego, że wciąż brak tych ogrodowych, miejsce w wazonie zajęły polne.