poniedziałek, 27 lutego 2012

Moda ciążowa i baletowa

Dzisiaj będzie krótko i na temat. Odwrotnie niż w tytule posta, pierwsza będzie moda baletowa. Baletnicą została moja Madzia na balu przebierańców, na który wybraliśmy się w ostatnią niedzielę karnawału. Myślałam, że pierwszy taki bal moje dziecko zaliczy w przedszkolu i wtedy będzie czas na wymyślanie różnych przebrań, ale okazało się, że już wcześniej musiałam o tym pomyśleć. Przebranie powstało dość szybko. Spódniczka TuTu, bez szycia, zrobiona zgodnie z instrukcjami znalezionymi na różnych blogach. Tiul pocięty w paski, przywiązany do gumki. Opaska do kompletu, baletki i tak oto moja baletnica gotowa była na swój pierwszy w życiu bal :).



A teraz czas na modę ciążową. Z racji tego, że ostatnimi czasy zaokrągliłam się tu i ówdzie i w coraz mniej rzeczy się mieszczę, musiałam uszyć dla siebie odpowiednią spódnicę. Wykrój spódnicy pochodzi z najnowszej Burdy 2/2012. Szyje się ją łatwo i szybko. Jest też bardzo wygodna. Jedynym problemem jest materiał, który wybrałam... już widzę, że ma skłonność do mechacenia się. W każdym bądź razie na pewno powstanie następna taka sama, w bardziej wiosennym kolorze :). Materiał już skrojony czeka na szycie, a i do spodni się przymierzam... także dalszy ciąg mody ciążowej nastąpi niebawem.




Pozdrawiam wszystkich odwiedzających, czytających, oglądających, podglądających, a przede wszystkim komentujących :).

wtorek, 14 lutego 2012

Czerwono i sercowo

Dzisiaj będzie u mnie trochę czerwono i sercowo. Wiem, że dużo tej czerwoności wokoło i niektórych może już denerwują te wszystkie serca, serduszka, wyznania, piosenki i inne przejawy Walentynek. Ileż można tak krzyczeć o tej miłości? I to tylko tego jednego dnia? I to w taki komercyjny sposób? Muszę przyznać, że mnie na ogół święto to także nie napawało jakiś większym entuzjazmem. Choć nie powiem miło było dostać kwiatka, czy też życzenia. 
W tym roku jednak obchodzę Walentynki :). Może nawet nie dokładnie dzisiaj, ale obchodziłam je z mężem w niedzielę. Nie było żadnych prezentów, ale spotkanie, a dokładnie randka. Niby nic wielkiego, ale tak mi się wydaje, że w małżeństwie, szczególnie od czasu, gdy pojawią się dzieci, bardzo trudno o takie "wypady". Wcześniej każde spotkanie można było nazwać randką. Potem, gdy pojawiają się dzieci, rachunki i cała masa innych spraw, gdy jeden dzień podobny jest do drugiego, coraz ciężej o wygospodarowanie czasu  tylko dla siebie. Walentynki zmobilizowały nas trochę  do tego, aby "sprzedać" Madzię i pojechać do jednej z naszych ulubionych knajpek. Strasznie lubię, gdy od czasu do czasu uda nam się pobyć gdzieś razem. Nie koniecznie w domu (choć i w domu można przecież spędzić miło wieczór). Będąc w domu ciężej jest mi jednak wyłączyć się od spraw codziennych. Gdzieś tam w głowie wciąż pojawiają się myśli o prasowaniu (gdy przechodzę akurat obok kosza z dopiero co ściągniętym praniem), czy też o umyciu podłogi, gdy zauważę, że nie wygląda już najlepiej. W knajpce, te migające gdzieś w głowie okienka zamykają się i jest czas na prawdziwą rozmowę o uczuciach, marzeniach, planach, czy też na wspomnienia.

Jeśli chodzi o szycie, to pokażę Wam poduszkę, którą ostatnio uszyłam. Walentynkową, a jakże:).


W niedzielę udało nam się także pójść na spacer. W końcu mróz był niezbyt wielki, słońce świeciło, a nikt z naszej rodziny nie chorował :). 



Pozdrawiam wszystkich ciepło i pomimo jakichkolwiek sprzeciwów, walentynkowo :)

wtorek, 7 lutego 2012

Wszystkiego po trochu

Na początku dziękuję bardzo za pozytywne komentarze dotyczące naszej kuchni, a przede wszystkim pieca. Miło słyszeć (czytać), że Wam się podoba :). Muszę przyznać, że mnie też! Gdyby nie było go w naszej kuchni, na jego obecnym miejscu kiedyś stanąłby kredens. Piec jednak stoi, a i kredens się pojawi, ale znajdzie już swój kącik w salonie:). 
Ostatnio jesteśmy uziemione z Madzią w domu. Wychodzić możemy, a jakże, ale gdzie tu iść w taki mróz? Wychylamy nosy z domu tylko na chwilę, a gdy zrobią się już za bardzo czerwone szybko wracamy do domu :). Auto nie ruszy, więc nawet gdybyśmy nabrały ochotę na przejażdżkę do sklepu i tak nie możemy tego uczynić. Dłuższy spacerek z Madzią w taki mróz odpada.  "Idzie luty podkuj buty" - teraz nikt nie powie, że w tym roku zimy nie było! :). 

A w domu troszeczkę sobie dogadzamy kulinarnie. Posłodzimy sobie to i owo i już jest lepiej:).
Jemy np. takie słodkie placuszki. Miały być racuchy, ale za dużo z nimi roboty, a natchnienia do gotowania nie miałam, więc powstały zamienniki. Placuszki powstały z jajka, z którego ubijamy pianę, dodajemy mąkę, mleko i żółtko, miksujemy i smażymy z plastrem jabłka na patelni. Szybkie, a dobre :). Polecam, gdy komuś braknie chęci do dłuższego stania przy kuchni :). 


Jakiś czas temu dostałam przesyłkę od Uli z Anielskiego Zakątka . Worek z nadrukiem. Wygrałam go w zorganizowanej przez Ulę zabawie w "łapanie licznika". Licznik złapałam trochę przez przypadek, ale takie przypadki mogą mi się zdarzać :).  Ulu, jeszcze raz, bardzo Ci dziękuję :).




A na koniec jeszcze druga tura imiennych zawieszek :).









Pozdrawiam wszystkich zaglądających :). Dobrze wiedzieć, że ktoś podczytuje i podgląda to co czasem w tym wirtualnym świecie pokazuję :).